niedziela, 2 czerwca 2013

Psychologiczne abecadło.


Programy nauczania na kierunkach lekarskim, farmacji, pielęgniarstwie, fizjoterapii zawierają mniej lub więcej godzin przeznaczonych na przedmioty typu etyka, psychologia, socjologia. Niestety większość z tych, które odbyłem, nie spełniła moich oczekiwań.  Problem jest w małej ilości godzin? Nie,  nie tylko. Może kadra nauczycielska jest do wymiany? Nie. Na początku myślałem, że moje rozczarowanie  jest ściśle subiektywne i tylko  mnie coś przeszkadzało. Z czasem okazało się, że nie jestem w tym sam i moi koledzy i koleżanki mają podobne odczucia.  Irytuje nas, że w trakcie czasu przeznaczonego na te zajęcia zajmujemy się definicją patologii społecznej, nazywaniem emocji, rozpatrywaniem układu limbicznego u konia, rozważaniem zdarzeń  z naszego życia.  Na każdym z tych przedmiotów próbowaliśmy uzyskać najprostsze nawet wytyczne  co do sytuacji jakie czekają nas w naszej pracy. Nie udało się. Winne są tu programy nauczania. Nauczyciele muszą się wywiązać z narzuconych planów, nie mają czasu na sprawy spoza zakresu wykładów/seminariów. Jeszcze większym winowajcą jest jakiś dziwny strach przed wzięciem na siebie odpowiedzialności za udzielone nam rady. Często w tym momencie pada hasło „ To są studia, musicie się sami nauczyć.” Więc co, resuscytacji krążeniowo-oddechowej, wkłuć dożylnych, szwów,  są nas wstanie nauczyć asystenci czy opiekunowie na praktykach , ale powiedzieć nam żebyśmy nie stosowali do rozhisteryzowanego  pacjenta zwrotu „Niech się Pan nie denerwuje, niech się Pan w końcu uspokoi!” już nie.  Czyli znowu rola katedr i zakładów ogranicza się do podania spisu literatury!? Tak, zadanie szczególnie trudne, bo, albo wybiera się własny uczelniany skrypt, albo utarty zagraniczny podręcznik, albo wszystko na raz tworząc  dwustronicowe listy. Śmiało można powiedzieć, że jestem mocno niesprawiedliwy, że koloryzuje i bardzo przesadzam. Oczywiście, nie wszyscy tacy są, nie zawsze tak jest. Używam dosyć mocnych, przekoloryzowanych  porównań żeby zobrazować moją frustracje. Nie prosiliśmy o stworzenie algorytmów postępowań dla całej UE, chcieliśmy podstaw, prostych wskazówek. Zbywano nas w różny sposób. Więc jak nie chciała przyjść góra, to wiadomo, Mahomet. Możliwe, że posiadanie sprzętu będzie wystarczającym impulsem i zachęcę niektórych pracowników  do stworzenia „psychologicznego wideo-elementarza dla lekarza”. Jeśli nie, zrobię to z pomocą studentów.

                 Często jest, że uczniowie i studenci migają się od nauki, najczęściej od tego co nie potrzebne. My jesteśmy świadomi tego, że jest nam to bardzo potrzebne, niezbędne by  mieć możliwość prawidłowego wykonywania przyszłego zawodu. Chcemy się tego uczyć, a to już musi coś znaczyć. Zajęcia kliniczne na III roku dosadnie to nam pokazały. Na sale chorych wchodziliśmy bez zielonego pojęcia jak właściwie mamy się zachować w stosunku do pacjentów, na co możemy sobie pozwolić, czy możemy badać bez pytania, czy za każdym razem musimy się starać o pozwolenie. Wydaje się, że to prozaiczne problemy, ale skutecznie wprowadzają zamieszanie i niepewność wśród młodych lekarzy, pielęgniarek, fizjoterapeutów. Wyobraźcie sobie zatem jak trudne jest potem nauczenie się odpowiednich zachowań kiedy nie ma asystentów i kolegów z grupy, a zostajemy sam na sam z pacjentem. To potrzeba idąca od nas – studentów – dla polepszenia naszego kształcenia, ale z drugiej strony tego medalu są potrzeby pacjentów i organizacji związanych z służbą zdrowia. O jednak tym w innym poście.

Służba Zdrowia => biznes.


          „Żyjemy w historycznych czasach”. Cóż za patetyczność, jakże bohatersko to brzmi. „Czujemy, że rzeczywiście jesteśmy częścią wielkich zmian.” Ehh… Każdy z naszych pradziadów mógł powiedzieć, że żył w historycznych czasach. Teraz? Co za historyczne czasy mamy? Bonaparte, Piłsudzki, II wojna światowa, okrągły stół, zamach na WTC, to były historyczne czasy.  Odłóżmy jednak sarkazm na bok.
Może i nie są to zmiany na światową skale, ale w Polsce stanęliśmy na progu nowego okresu lecznictwa. System ochrony zdrowia funkcjonujący od lat 90 z większymi lub mniejszymi zmianami przejadł się, zestarzał, zgnił ze starości – krótko mówiąc: „pałka się przegła”. Jesteśmy w takim miejscu, że czas najwyższy na zmiany i właściwie pewne próby są podejmowane. Zmiany zasad specjalizacji lekarskich,  skrócenie o rok długości studiów, modyfikacje ustawy o Państwowym Egzaminie Lekarskim, przymiarki do szkolenia ratowników rodem z USA – różne pomysły, różne cel, różne wreszcie wykonanie.

                Działania rządu i organizacji publicznych to jednak w dużej części odpowiedź na  zaistniałą sytuacje, a nie prewencja w czystej formie. Narzekanie na długie kolejki, a przy tym błyskawiczne tempo wizyt, na brak profesjonalizmu działania służb ratowniczych, na brak kultury wśród lekarzy, an drogie leki, słyszymy wszędzie, a media wiedzą, że należy tą kurę znoszącą złote jajka dokarmiać plotkami i wyciągnietymi z kontekstu wypowiedziami. Społeczeństwo zaczyna zmieniać podejście do lekarzy, do Służby Zdrowia ogólnie mówiąc. Niegdyś lekarz w swej pozycji był niczym ojciec. Pacjent-dziecko przychodził do niego by wysłuchać co ma do powiedzenia, przyjąć opieprz i zastosować się do zakazu. Dziś jak dzieci, pacjenci się bardzo rozbestwili. Gwoździem do trumny starego systemu jest ogólnoświatowe lokowanie służby zdrowia w segmencie usług. Idąc dalej drogą, której jesteśmy, doczekam się czasów, kiedy facetowi, który przychodzi do mnie z dusznościami i zwiększoną męczliwością, nie będę mógł powiedzieć chłopie dusisz się bo masz 70 kilo nadwagi. Będę zmuszony przyznać, że pewnie ma takie geny, że to nie jego wina i przepisać refundowane wziewy. Dlaczego zmuszony? Bo pewnie wynagrodzenie będzie wtedy otrzymywał lekarz, który pomógł i został wyznaczony przez klienta-pacjenta. Dodatkowo jeśli ustawa o wolnym zawodzie obejmie też lekarzy, to ja nie chcę, żyć na tej planecie… To wszystko zaczyna się już teraz. Doktor Google ma wszystkie diagnozy w bazie danych. Zobaczcie sami, że już chodzicie do lekarza chorobą, którą sobie rozpoznaliście, a lekarz ma tylko to potwierdzić. Wodę z mózgu robię też laboratoria oferujące różne badania genetyczne. Dobrym przykładem jest tu wspomniana otyłość. Jeśli dziecko ma genotyp predysponujący do nadwagi, to znaczy to, że ma usiąść na kanapie i żreć chipsy, bo i tak będzie grube? Nie, tak wynik badania ma jeszcze bardziej zmobilizować do ruchu, do przestrzegania diety.

                Mało jest chorób, które jesteśmy w stanie wyleczyć w 100%. Przerażającą większość zaleczamy, łagodzimy skutki, hamujemy postęp. Wiele tu zależy od chorego, który musi przestrzegać zaleceń. My jednak nie chcemy być leczeni lecz wyleczeni, najlepiej jedną kolorową pigułką. Tego żądamy od lekarzy, a nie by nam zalecił pół godziny biegania dziennie lub rzucenie palenia. Po to się przecież uczył za moje podatki, żeby wiedział co mi przepisać. Po to też wykształciliśmy prawników, żeby teraz pilnowali konowałów by ci, nie robili przekrętów i nie mylili się w diagnozach. Tak, od tego jest prokuratura i sądy, ale nie jest normą by lekarz spędzał więcej czasu na tłumaczeniu się przed adwokatem niż na sali operacyjnej. Zapanowała swoista moda na pozywanie za wszystko lekarzy. Nie chcę tu bronić kolegów po fachu, bo sam bym paru skazał na kamieniołomy, ale jeśli sytuacja zmusza nas do uczenia się jak należy bronić się przed stworzeniem okazji dla pozwu, a nie tego jak należy odpowiednio prowadzić terapie, to nie jest to napawająca optymizmem sytuacja. Przez całą nagonkę w którą włączają się mocno media, pacjenci nie dopuszczają myśli, że operacja mogła się po prostu nie udać, że ujawnić się okoliczności nie znane wcześniej lub zatajone przez chorego. Nie rozumieją, że powikłania są wpisane codzienność zabiegów, że to nie jest błąd chirurga, a natura danego ciała, że ma tendencję do tworzenia zrostów. Ciężko przy tym wytłumaczyć, że nie ma możliwości sprawdzenia czy akurat na ten antybiotyk jest pacjent uczulony inaczej niż przy jego pierwszym podaniu. Wiedza społeczeństwa rośnie, jednak nie w tym kierunku co trzeba. Powinniśmy patrzeć w tym względzie na północ. Posłużę się gównianym przykładem. W Skandynawii jest wiele toalet z sedesami z „półką” po to by potomek wikingów mógł obejrzeć swoje arcydzieło wykonane jelitami. Jeśli zdarza się niepokojąco, nieprawidłowo wyglądający stolec Norweg zgłasza się do swojego lekarz i informuje o tym. Informuje, a nie przybiega z krzykiem: Panie doktorze mam raka! Ratuj pan! Odetnijmy się zacofańczego stereotypu baby przychodzącej do lekarza i mówiącej, że wnuczka Paciaciakowej mówiła, że jej szwagrowa miała chłopaka, którego siostra cioteczna widziała u koleżanki takiego pieprzyka i ja na pewno mam takiego czernioka.

                Nie piszę tego przez wzgląd, że moja doktorska pozycja upadnie ta nisko, że nie będzie mi wypadało mówić przechodniom dzień dobry. Idąc zarysowanym przeze mnie torem wjedziemy w pułapkę, w której nie będzie żadnej  profilaktyki, wszystko da się wytłumaczyć badaniem genetycznym, a pacjent zrówna się z klientem w markecie i będzie szukał wizyty w gabinecie w promocji. Zaleje nas w tedy fala już trudnych to powstrzymania chorób cywilizacyjnych, wydawać będziemy krocie na leczenie, którego pacjent chce, a nie którego pacjent potrzebuje. Stąd moje chęć wrócenia medycynie choć małej części ducha ubiegłych lat.


PS. W mojej wizji skończą się też koniaczki i bombonierki w podziękowaniach, a to wielu ucieszy:D
Polecam skecz Abelarda, jest część nawiązująca do moich rozmyślań:




Będziesz miał kasę to sobie kupisz!


              Od jakiegoś czasu przestałem liczyć tego typu komentarze. Powoli przestaje na nie zwracać uwagę i staram się nie brać tego do siebie. Mili Państwo, to trochę niesprawiedliwe mówić, że nic mi się teraz nie należy, bo w przyszłości będę zarabiał taką ilość pieniędzy, że wystarczy mi nie na 60D/650D, a 5d Mark (już pewnie wtedy) IV lub V z całym dostępnym osprzętem. „Wtedy będziesz sobie nagrywał te swoje filmiki, a nie teraz zabierasz  ewentualną wygraną tym, którzy naprawdę jej potrzebują”. W pewnym momencie zaczął rosnąć w społeczeństwie pogląd, że praca lekarza jest takim powołaniem, że właściwie można by nam wypłacać najniższą krajową, zamknąć w szpitalach jak w zakonach i zagonić do roboty.  Czyli bardziej się należy w tym momencie bilet do Tokyo dla studentów japonistyki niż mnie pieniądze na promocje zdrowia? Możemy rozpatrzeć przy tym status materialny mój i kandydata na bilet, ale nie chyba nie warto się nad tym rozwodzić, tu ta kwestia nie gra roli.

                Wracając do płac w moim przyszłym zawodzie. Zakładając prostą zasadę, która rządzi wolnym rynkiem: im więcej masz obowiązków, im bardziej masz odpowiedzialne stanowisko, im większym jesteś specjalistą w swojej dziedzinie, im lepszy pomysł; im więcej zainwestujesz tym masz szanse na  większy zysk – rozważmy słuszność lekarskich zarobków. Medycyna to jedne z najtrudniejszych studiów; na pewno najdłuższe, bo 5 letni lekarski raczej długo nie przetrwa. Dla wielu rok mniej czy więcej nie robi różnicy, ale jak pomyśleć, że potem czeka nas jeszcze 11 miesięcy stażu, kolejne przynajmniej 4 lata specjalizacji to nie jest to mały okres czasu. Możemy się jeszcze wrócić do liceum i dodać 3 lata starań i opłacania znowu jednych z najdroższych korepetycji lub kursów maturalnych. Ja miałem to szczęście mieć fenomenalne nauczycielki z chemii i biologii. W tym miejscu chciałbym im podziękować za tak dobre przygotowanie do matury – Pani Małgorzato, Pani Doroto, dziękuję. Licząc po najmniejszej linii oporu otrzymujemy 13 lat nauki =kosztów, a największy rachunek to cena nawet za 20 lat by mieć wymarzoną specjalizację i prywatny gabinet.

                Odpowiedzialność. W ręce lekarza pokładana jest największa, a właściwie niedefiniowalna wartość – ludzkie życie. Nie wielu z Was zdarzy się decydować o losie chociażby połowy ludzi w obliczu śmierci co przeciętny okulista. Mimo, że nie są to bezpośrednie decyzje, nie zawsze jest to wypadek z ciężko rannymi osobami to jest ich mnóstwo. Nie wspomnę już o braniu odpowiedzialności za jakość, komfort życia pacjentów, ilości tych sytuacji nie jestem nawet w stanie oszacować. Rodzi się Wam w myślach teraz słowo „powołanie”. Istotnie, nie każdy czuje chęć bycia lekarzem, pomimo możliwości dostania się na ten kierunek. Jednak tylu samo jest architektów, tylu samo prawników, policjantów, strażaków, którzy gdzieś na starcie dorosłości odnaleźli w sobie kierunek w jakim podążą. Czy im także za zawód z powołania mielibyśmy nie płacić?

                Pisałem już o kosztach materialnych, teraz koszta emocjonalne. Stan w jakim obecnie się znajduję mógłbym wykorzystać na zrównanie z ziemią małego miasteczka – tyle jest we mnie złości, frustracji, przygnębienia, rozgoryczenia i wszystko to gotuje się we mnie i bucha gęstą parą. Te studia zabijają w nas młodzieńczego ducha, tracimy najlepsze lata życia na naukę. Czas wolny muszę dzielić między dom, dziewczynę i namiastkę hobby, a nie wystarcza go na każdą z tych rzeczy. Jeśli brak Ci pieniędzy, to bądź pewien, że na tych studiach sobie nie dorobisz do kieszonkowego. Większość nauczycieli sprowadzi Twoje ambicje i poczucie wartości prawie do zera. Na deser Twój mózg przyjmie widok sekcji zwłok topielca; świadomość, że nie dasz rady obejść przepisów i nie wszczepisz ponadprogramowego rozrusznika. Przyjmie fetor gnijącej dłoni;  rozmowy z chorymi psychicznie pacjentami; rozmowę z młodym chłopcem umierającym na nowotwór mózgu. Przyjmie obelgi  roztrzęsionego ojca dziewczynki, którą pogryzł pies; ból po uderzeniu przez pijaczynę przywiezionego do zszycia brwi.

                Jeśli kogoś nie przekonałem, to zapraszam na mój kierunek. Przed każdym droga stoi otworem. Nie trzeba mieć rodziców lekarzy lub prawników, jestem tego przykładem. Proszę bardzo, napiszcie maturę, zdajcie egzaminy, przyjmijcie na klatę  tych wszystkich pacjentów i nie bierzcie za to pieniędzy – dajcie przykład nowemu pokoleniu lekarzy.