Kiedy w Sieci pojawił się SuperSexy CPR, święcił
rekordy oglądalności. Oba filmiki są bardzo… hmmm…. jednoznaczne:)Marketing reklamowy
opiera się na zwiększaniu oglądalności, poczytności, popularności, czy czego
tam jeszcze dusza zapragnie, co w ostatecznym rozrachunku przekłada się na
pieniądze. Nic tak dobrze nie sprzedaje się jak seks. Gdzieś do tego dochodzi
przemoc, władza, moda, ale reklamy zabarwione wątkami związanymi z płciowością ,najlepiej
trafiają do widza/słuchacza/czytelnika. Podobnie teledyski – im więcej
„golizny”, tym chętniej oglądany videoklip, często bez względu na utwór jak mu
towarzyszy. Marketingiem społecznym rządzą te same prawa. Różnicą jest to, że w
tym przypadku to nie pieniądze, ale pogłębianie świadomości społeczeństwa, wyrobienie
pewnych nawyków, porzucenie praktyk szkodzących zdrowiu, porządkowi,
bezpieczeństwu. Kampanie reklamowe atakują nas zewsząd, gdzie się nie ruszymy krzyczą
w naszym kierunku bilbordy, zalewają tony ulotek, promotorzy nie dają spokojnie
przejść chodnikiem. Nic dziwnego, że akcje prospołeczne sięgają po tą samą
broń, by przebić się w natłoku informacji. Raz obejrzana erotyczna instrukcja
Resystytacji Krążeniowo-Oddechowej zapadła pewnie lepiej w pamięć niż wałkowane
na lekcjach zasady pierwszej pomocy. Oczywiście wszystkiego nie da się
przekazać w tej formie, ale wystarczy, że w swoim gronie znajomych zaczniesz
rozmawiać o tej reklamie i temat ten
przez chwile będzie krążył wśród społeczeństwa. Zdaję sobie sprawę z trendu
jaki wyznacza co raz większą atrakcyjność przekazywania treści orazr ozwój multimedialności przekazu.
Nie twierdzę, że poradnik do badania
internistycznego będzie wyglądał w moim
wykonaniu jakby był wyjęty z pornograficznego DVD. Lekkie podbarwienie
seksem tak, ale najbardziej humorem, czasem jakąś kryminalną akcją,
dreszczykiem horroru, od czasu do czasu magią i fantastyką. Zasada
najważniejsza: widz nie może się nudzić. Z najciekawszych nawet zagadnień można
zrobić prelekcje nudną jak flaki z olejem. Wystarczy, że prelegent nie przyłoży
się do przygotowania zajęć, a w ich czasie da słuchaczom do zrozumienia, że
właściwie to najchętniej by nie przychodził do nich i w całej rozciągłości te
zajęcia ma głęboko w nosie.
P.S.
Dr. House nie mógł być wysportowanym, dobrze
zbudowanym, młodym, kulturalnym, wielce uprzejmym i wyrozumiałym lekarzem,
który ze stoickim spokojem wysłuchuje wszystkich narzekań i bolączek jego
kochanych pacjentów. Musi być gnojkiem, gburem, chamem, narkomanem i mieć jakąś
niepełnosprawność. Jest wtedy wiarygodny, a co najważniejsze dobrze się
sprzedaje. Sorry Grzesiu – musiałem:D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz